/Republika Południowej Afryki: Zuma rozmontowuje demokrację?

Republika Południowej Afryki: Zuma rozmontowuje demokrację?

Od sprzeniewierzania państwowych środków do zwalniania urzędników ścigających korupcję. Czy działania Jacoba Zumy rozbijają południowoafrykański system demokratyczny?

Jacob Zuma od lat jest wdzięcznym obiektem przytyków zagranicznych mediów. Czwarty prezydent Republiki Południowej Afryki z rozmachem właściwym królom korzysta z przywilejów, jakie daje pozycja najważniejszego człowieka najbogatszego z państw kontynentu afrykańskiego. Coraz częściej pojawiają się jednak głosy, że trwające już szósty rok rządy Zumy mogą przekreślić dzieło życia Nelsona Mandeli.

System rządów Południowej Afryki jest unikalny w skali światowej. Mający realną władzę prezydent wybierany jest tam bowiem nie w wyborach powszechnych, ale przez parlament. Przez dwadzieścia lat Afrykański Kongres Narodowy nie osiągnął wyniku słabszego niż 62%. De facto więc głowa państwa i szef rządu w jednej osobie nie odpowiada za swoje działania przed wyborcami, ale przed własną partią.

Za tego rodzaju sytuację odpowiedzialny jest, pośrednio, Mandela. Konstytucję pisano bowiem za rządów Madiby i niejako pod niego, zapominając, że następcy genialnego polityka mogą okazać się mniej odporni na pokusy władzy.

Kłopoty pojawiały się juz za kadencji Thabo Mbekiego. Mbeki popełnił wiele błędów. W ich poczet wliczyć można związki ze środowiskami zaprzeczającymi powiązaniu wirusa HIV i AIDS, tłumienie debaty publicznej, ataki na dziennikarzy podnoszących problem przemocy w kraju, czy wreszcie – jak twierdził Desmond Tutu – promowanie polityki, która dawała szanse wzbogacenia się wąskiej, czarnej elicie, nie biednej większości. Były to jednak ciosy, które nie zachwiały posagami ustroju RPA, a Mbeki na ogół starał się traktować pełnione przez siebie stanowisko z powagą. Jednak, jak ocenia The Economist, Jacob Zuma nie ma podobnych oporów.

Kariera obecnego prezydenta Południowej Afryki obfituje w skandale. Cztery lata przed objęciem obecnego urzędu wspomniany już Thabo Mbeki usunął go ze stanowiska swojego zastępcy, po oskarżeniach o udział Zumy w aferze korupcyjnej związanej z kontraktami zbrojeniowymi. Mniej więcej w tym samym czasie prokuratura zajęła się sprawą gwałtu, którego przyszły prezydent miał dokonać na jednej ze współpracownic (ostatecznie uniewinniono go jednak), a kolejny rok później oskarżono go o wymuszanie łapówek, pranie pieniędzy oraz oszustwa finansowe.

Zuma okazał się jednak niezatapialny. Roztaczając wokół siebie czar ofiary politycznych walk i zbijając oskarżenia uchybieniami proceduralnymi zamiast spadać w dół, piął się ku górze.

Wybrany na prezesa ACN w 2007, a dwa lata później na prezydenta kraju natychmiast zawitał w zagranicznej prasie. Zainteresowanie budziło jego pięć żon, głośne śpiewanie pieśni o mordowaniu Burów, potężne sumy (piętnastokrotnie większe od poprzednika, blisko stukrotnie wyższe niż za czasów Bothy) wydawane na „zabezpieczenia” w oficjalnej rezydencji, a w skład których wchodził między innymi amfiteatr, wybieg dla kurczaków i specjalne wejście dla bydła.

Sytuacja nie mogłaby być bardziej kuriozalna, gdyby nie fakt, że ACN murem stał za swoim liderem. Nierzadko jego politycy oferowali zupełnie fantastyczne tłumaczenia. Jak na przykład wtedy, gdy stwierdzono, że wydatków na rezydencje Zumy i poprzednich prezydentów nie można porównywać, ponieważ mieli oni inne potrzeby. Potem próbowano zrzucić winę na architekta, a gdzieś w międzyczasie na inflację. Podobna solidarność może mieć proste wytłumaczenie, bowiem raporty z 2012 roku mówią o wydatkach rzędu miliarda randów na domy innych partyjnych osobistości AKN.

Zumą wielokrotnie interesowały się różnego rodzaju instytucje kontrolne RPA. Południową Afrykę chwalono zresztą za odwagę i niezależność organów ścigania. A jednak Jacob Zuma zawsze unikał odpowiedzialności, w sytuacjach, które – jak się wydaje – pogrążyłyby każdego innego. Co gorsza, ostatnie miesiące pokazują prawdopodobnie brak skrupułów prezydenta w rozmontowywaniu budowanego pieczołowicie systemu w imię własnych korzyści.

Jak podaje The Economist, wielu śledczych i prokuratorów zaangażowanych w ściganie korupcji zostało zwolnionych lub samo zrezygnowało z pracy podając za powód „sprawy rodzinne”. W styczniu odszedł ze stanowiska Vas Soni, szef Specjalnej Jednostki Śledczej, która zajmowała się m.in. badaniem sprawy wspomnianej wcześniej rezydencji Zumy. Kilka dni później rezygnację podpisał główny śledczy zespołu. Podobny los spotkał odział zwalczający przestępczość, nazywany „Jastrzębiami” („Hawks”). Jej szef został zawieszony, rzekomo za nielegalną deportację kilku obywateli Zimbabwe, głośno mówi się jednak o zbytniej szczegółowości w śledztwie dotyczącym prezydenta. Tymczasem politycy ACN szykują już kolejną broń.

W przygotowaniu znajduje się akt prawny, który ma zapewnić prezydentowi i ministrowi sprawiedliwości dodatkową kontrolę („additional oversight”) nad działalnością Specjalnej Jednostki Śledczej. Jednocześnie tenże dokument ma umożliwić całemu szeregowi polityków domagania się aktualnych informacji na temat toczonych przez Jednostkę śledztw.

Kolejną instytucją, za którą wziął się rząd jest Urząd Skarbowy. Dwóch wysokich urzędników zostało zawieszonych, z powodu prowadzenia nielegalnego śledztwa dotyczącego prezydenta. Niezadowolony z pełnienia przez nich obowiązków był ich przełożony – mianowany przez Jacoba Zumę.

Demokracja RPA zdawała dotąd – lepiej lub gorzej, ale jednak – wszystkie egzaminy do jakich przyszło jej podejść, za wyjątkiem jednego. Władza w Południowej Afryce nigdy nie zmieniła właściciela. Obecny prezydent stwierdził kiedyś, że Afrykański Kongres Narodowy będzie rządził RPA aż do ponownego przyjścia Jezusa.

Biorąc pod uwagę, że jego druga kadencja dopiero się zaczyna – być może Zuma zamieni kraj w swoje prywatne królestwo znacznie wcześniej.

Tadeusz Michrowski

Na podstawie: www.economist.com, theguardian.com, bbc.co.uk, mg.co.za, citypress.co.za

Zdjęcie: Wikipedia