/Burundi: referendum konstytucyjne – Nkurunziza umacnia władzę

Burundi: referendum konstytucyjne – Nkurunziza umacnia władzę

Siedemnastego maja obywatele Burundi udali się do urn aby zagłosować w referendum konstytucyjnym dającym obecnie rządzącemu prezydentowi Pierre Nkurunziza możliwość sprawowania władzy do 2034 roku. To decydujący moment w historii kraju, który może skutkować umocnieniem władzy autorytarnej i zburzeniem kruchego pokoju panującego w Burundi od zakończenia wojny domowej.

Komisja wyborcza Burundi ogłosiła w poniedziałek 21 maja, że 73% obywateli uprawnionych do głosowania zatwierdziło nową konstytucję, która zniesie prezydenckie limity i pozwoli prezydentowi Nkurunzizie na pozostanie na stanowisku do 2034 roku, jeśli zostanie on ponownie wybrany.

Burundyjczycy opowiedzieli się za wydłużeniem kadencji prezydenta z pięciu lat do siedmiu. Obecnie obowiązuje limit dwóch kadencji. Jednak po wprowadzeniu poprawek, za którymi optował prezydent, będzie mógł on startować w następnych wyborach w 2020 roku. Zgodnie z nową konstytucją kadencje będą liczyć się wówczas od nowa.

Głosowanie na „tak” oznacza także zwiększenie prerogatyw prezydenckich i umocnienie jego pozycji. Daje mu możliwość wybierania premiera, szefów krajowych spółek oraz likwiduje stanowisko drugiego wiceprezydenta, który zwyczajowo pochodzi z opozycji.

Ponadto zmieniona zostaje klauzula dotycząca parytetów etnicznych w Senacie i Zgromadzeniu Narodowym. Dotychczas Hutu przysługiwało 60% miejsc, a Tutsi 40%. Taki podział umożliwiał mniejszości Tutsi, która kiedyś dominowała w kraju, korzystanie z prawa weta, ponieważ ustawy w Senacie przyjmowane były większością dwóch trzecich. Pomysł wprowadzenia kwot etnicznych w konstytucji z 2005 roku miał na celu uwzględnienie obu grup w sprawowaniu władzy. Poprawki usuwają kluczowe postanowienia Arusha Accords, które stanowiły podstawę dla konstytucji oraz przyczyniły się w dużym stopniu do utrwalenia pokoju w kraju. Krytycy obawiają się, że zmiana ta zaburzy delikatną równowagę między społecznościami, które żyły w pokoju od zakończenia wojny domowej w 2000 roku.

Zmiany te budzą kontrowersje, również dlatego, iż obecny prezydent rządzi już praktycznie trzecią kadencję. Pierre Nkurunziza i wspierająca go partia CNDD-FDD próbowali już modyfikować konstytucję w 2014 roku, jednak wtedy nie zdobyli wystarczającej liczby głosów w parlamencie. Pomimo to w 2015 roku prezydent wziął udział wyborach, czego konsekwencjami były zamieszki w całym kraju i próba zamach stanu. W ich wyniku zginęło ponad 1000 osób a ponad 400 000 musiało opuścić Burundi.

Eksperci obawiają się, że ten scenariusz może się powtórzyć. Od momentu ogłoszenia referendum rząd jest oskarżany przez obrońców praw człowieka o prowadzenie kampanii opartej na represjach, przemocy i strachu. W nowym raporcie, Human Rights Watch twierdzi, że odnotowano piętnaście zabójstw i sześć gwałtów stosowanych jako kara przeciwko tym, którzy sprzeciwiają się referendum. Od samego początku kampania referendalna była zdominowana przez język podziału i mowę nienawiści skutkujących wzrostem napięć pomiędzy zwaśnionymi stronami. Kilka dni przed głosowaniem co najmniej 26 osób zginęło w wyniku ataku w północno-zachodniej prowincji Cibitoke. Póki co nie zostało udowodnione czy masakra ta miała charakter polityczny.

Rząd Burundi zaprzecza wszelkim oskarżeniom i określa je złośliwą propagandą rozpowszechnianą przez „wygnańców”. Na początku maja zostały zawieszone transmisje BBC, które zostało oskarżone o szerzenie idei dyskredytujących prezydenta. Audycje Voice of America oraz kilku niezależnych nadawców również zostały zawieszone.

Departament Stanu USA w odpowiedzi na rosnącą fale przemocy potępił ją i wezwał Burundi do poszanowania jej międzynarodowych zobowiązań prawnych dotyczących wolności słowa oraz prawa do pokojowych zgromadzeń i zrzeszania się.

Próby pozostania przy władzy przez prezydenta Pierre Nkurunziza wpisują się w niepokojący trend mający miejsce w ostatnich latach w rejonie wielkich jezior. W 2015 roku Rwandyjczycy wzięli udział w równie kontrowersyjnym referendum konstytucyjnym dającym obecnemu prezydentowi Paulowi Kagame otwartą drogę do przedłużenia jego rządów do 2034 roku. Natomiast w Ugandzie parlament przegłosował zniesienie konstytucyjnego limitu wieku na sprawowanie funkcji prezydenta. Decyzja ta daje możliwość obecnie sprawującemu władzę Yoweri Museveniemu wzięcia udziału w wyborach w 2021 roku i potencjalnie dalsze przedłużenie jego rządów.

Podobna sytuacja ma również miejsce po zachodniej stronie granicy w Demokratycznej Republice Konga, gdzie konstytucyjna kadencja rządzącego Josepha Kabila zakończyła się dwa lata temu. Póki co rząd nie zorganizował wyborów, co pogłębia kryzys polityczny w kraju. Pomimo, że wybory są zaplanowane na grudzień tego roku, kongijskie społeczeństwo wyraża wątpliwości co do legalności kolejnej kadencji Kabili.

W przypadku Kagame, Musveniego i Kabili koszty wprowadzania niedemokratycznych reform były stosunkowo niewielkie. We wszystkich wspomnianych państwach brakuje wystarczająco dobrze zorganizowanej, a władza wojskowa jest utrzymywana pod cienką powłoką rządu cywilnego. W związku z tym semiautorytaryzm w tych państwach może być utrzymywany bez konieczności powszechnego wykorzystywania strachu i okrucieństwa, co daje złudzenie stabilności.

Tymczasem sytuacja polityczna w Burundi ma bardziej skomplikowany charakter. Aktualny rząd opiera swoją władzę na porozumieniu jakie udało się osiągnąć po zakończeniu wojny domowej. Partia wspierająca prezydenta jest zmuszona współdzielić władze w kraju. W związku z tym Nkurunziza nie tylko musi walczyć z opozycją, ale również ze swoimi przeciwnikami w obozie rządzącym. Podziały te ujawniły się w 2014 roku, kiedy rządzący próbowali zmienić konstytucję. Dlatego pomimo dużego poparcia społecznego przyszłość polityczna Nkurunziza nosi znamiona niepewności.

Do czasu obecnego kryzysu, który rozpoczął się trzy lata temu, Burundi posiadało najbardziej aktywne społeczeństwo obywatelskie oraz niezależne media w rejonie Wielkich Jezior. Po zatwierdzeniu nowej konstytucji sytuacja ta może ulec zmianie.

Opozycja w kraju odrzuca wyniki referendum i uznaje je za niedemokratyczne i zniekształcone przez przemoc. Natomiast Hussein Radjabu, opozycjonista żyjący na wygnaniu, wezwał Burundyjczyków do użycia innych środków, aby odepchnąć Nkurunzizę od władzy, rozważając użycie siły.

Mikołaj Dąbrowski

na podstawie: allafrica.com, telegraph.co.uk, bbc.com, xinhuanet.com, newzimbabwe.com

Mikołaj Dąbrowski jest specjalistą od Chin w Afryce. Wykonuje także analizy z zakresu stosunków międzynarodowych, gospodarczych i politycznych państw Afryki Subsaharyjskiej. Z PCSA związany od 2017 roku.