/Afryka: rewolucja technologiczna, kilka sceptycznych uwag

Afryka: rewolucja technologiczna, kilka sceptycznych uwag

Rewolucja technologiczna ogarnęła Afrykę, jednak, jak wynika z ostatniego raportu The Economist, zakres i skala tych zmian nie dają podstaw do euforii. Bez dostępu do prądu lub z ciągłymi przerwami w jego dostawie, słabą penetracją sieci komórkowych oraz ograniczonym dostępem do internetu Afryka oddala się od reszty świata zamiast przybliżać. Paradoksalnie, w wielu dziedzinach od rolnictwa po edukację – nowe technologie są Afryce potrzebne bardziej niż reszcie świata.  

Wiele mówi się i pisze o rewolucji technologicznej w Afryce – jak przeobraża ona kontynent, jak poprawia obieg informacji i zmienia życie zwykłych Afrykańczyków. Zachodzi jednak pytanie jak rewolucję technologiczną pogodzić z faktem, że wciąż setki milionów Afrykańczyków nie ma dostępu do prądu, co więcej – jak mówić o rewolucji technologicznej gdzie setki milionów mieszkańców kontynentu nie ma dostępu do wody pitnej. The Economist w specjalnym raporcie na temat rozwoju technologii w Afryce przytacza wyniki badań Africa Progress Panel (APP), panelu ekspertów kierowanego przez Kofi Anana, który szacuje, że bez prądu pozostaje 620 milionów ludzi na kontynencie; zdecydowana większość z nich to mieszkańcy obszarów wiejskich i prowincji. Z danych APP wynika, że w dziewięciu najbiedniejszych państwach afrykańskich jedynie jedna na pięć szkół podstawowych ma oświetlenie. Z kolej WHO donosi, że w 11 krajach w regionie jedna czwarta szpitali i klinik w ogóle nie ma dostępu do prądu i zasilana jest przez generatory prądotwórcze. Brak prądu i przerwy w jego dostawie to nie tylko „praktyczna” bolączka Afryki. Ma to konkretne, negatywne konsekwencje dla wzrostu gospodarczego. Z badań Banku Światowego wynika, że państwa Afryki Subsaharyjskiej rozwijałyby się średnio o 2 punkty procentowe szybciej bez awarii sieci energetycznej.

Dwoma kluczowymi obszarami rewolucji technologicznej w Afryce są technologia komórkowa i internet. Jednak także tutaj przytaczane przez The Economist dane nie nastrajają zbyt optymistycznie. Owszem, w niektórych krajach, takich jak Kenia czy RPA, rewolucja mobilna ma się dobrze, a nawet bardzo dobrze, w innych, np., w Republice Środkowoafrykańskiej czy Demokratycznej Republice Konga penetracja sieci komórkowej (liczba kart SIM na 100 mieszkańców) nie przekracza dwudziestu kilku procent, co jest wynikiem dramatycznie słabym. Wprawdzie wskaźniki penetracji rosną, w dalszym ciągu przeciętnie zaledwie jedna na dwie osoby w Afryce jest posiadaczem telefonu komórkowego. Nawet takie dane mogą być mylące ze względu na ograniczony zasięg sieci komórkowej; wielu posiadaczy telefonów komórkowych musi przemierzać długie kilometry, żeby z nich skorzystać, tzn. znaleźć się w zasięgu sieci. Autorzy raportu przytaczają badania, z których jasno wynika, że technologia komórkowa to współcześnie dla Afryki „być albo nie być”, a jej wpływ na wzrost gospodarczy, innowacyjność (np. pieniądz mobilny) jest niekwestionowany. Tavneet Suri z MIT i Billy Jack z Georgetown szacują, że w Kenii, która jest uznawana ze startupowego i technologicznego lidera w Afryce Wschodniej, dzięki systemowi mobilnych płatności M-Pesa udało się w latach 2008-2014 wydostać z ubóstwa 200 tys. rodzin.

Nawet większe przełożenie na wyniki gospodarcze, rynek pracy i innowacyjność w regionie, ma internet. Mimo rosnącej dostępności do internetu mobilnego, przed Afryką stoją w tym zakresie liczne wyzwania. Po pierwsze, internet w dalszym ciągu pozostaje dobrem stosunkowo rzadkim, szczególnie w najbiedniejszych krajach. W Nigrze, Burundi czy Sudanie Południowym zaledwie 5% osób ma dostęp do internetu mobilnego. W skali całego kontynentu, na podstawie danych GSMA, liczba ta jest szacowana na 25%. Osoby korzystające z internetu „po kablu” to jeszcze mniejsza grupa, w dodatku ograniczona do mieszkańców dużych metropolii, takich jak Johannesburg, Lagos czy Nairobi. Nawet jeśli infrastruktura pozwala na korzystanie z internetu kablowego, cena takich usług jest szokująco wysoka. Przykładowo, w Johanessburgu przesłanie jednego megabita jest 20-krotnie droższe niż w Londynie, co ma m.in. związek z długą drogą, jaką muszą podróżować dane po dnie Atlantyku. Na szczęście relacje cenowe powoli zmieniają się na korzyść kontynentu.

A zatem rewolucja technologiczna w Afryce jest faktem, jednak zachwyty nad tym zjawiskiem powinny być umiarkowane. Należy pamiętać, że nowe technologie telekomunikacyjne rozwijają się dynamicznie na całym świecie, w Afryce jednak wolniej niż w państwach zachodnich i gospodarkach wschodzących. Oznacza to, że mimo skokowych zmian w ostatnim czasie Afryka oddala się od Zachodu a nie przybliża. Jednocześnie z uwagi na szereg zapóźnień w innych dziedzinach – od edukacji po rolnictwo – technologia komórkowa jest dla kontynentu swego rodzaju „być albo nie być”. Żadnej gospodarki w XXI wieku, a szczególnie gospodarek afrykańskich, nie stać na funkcjonowanie bez niezakłóconych dostaw energii elektrycznej, rozwiniętej telefonii komórkowej czy powszechnie dostępnego internetu.

Dominik Kopiński  

Na postawie: The Economist